I z czystym sumieniem mogę mu wystawić 10.
Za każdym razem odkrywam coś nowego w „Misiu”, chociaż widziałem go dziesiątki razy – i za to go kocham, bo nigdy się nie nudzi. Jest tam taka ilość wątków, historii, epizodzików, że nie sposób chyba zapamiętać wszystkich i dlatego można go oglądać bez końca.
Dokładnie tak - żadnych dłużyzn, zbędnych scen - można by obdzielić nimi kilka niezłych filmów. Dziś nie potrafią nakręcić niczego, co mogłoby choć pretendować do tej ligi. Podobnie, jak Machulski nie stworzy już niczego na miarę "Seksmisji".
Tu się nie zgodzę. W „Weselu” Smarzowskiego też jest duża ilość epizodów i niuansików, które można wyłapywać przy dwudziestym oglądaniu filmu, ale oczywiście daleko mu do „Misia”. Myślę, że jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest nastawienie na szybki zysk. Nie wiem, ile czasu powstawał scenariusz i zdjęcia do „Misia”, ale dziś trudno byłoby to powtórzyć. Choć, przeglądając internet, można znaleźć mnóstwo absurdów z życia wziętych (tzw. bareizmy wiecznie żywe) i dziwię się, że Tym nie wykorzystał choć części z nich przy tworzeniu „Rysia”, który miał szansę zostać „Misiem” naszych czasów.