Scancelujmy cancel culture

"The Second Act", satyra na kino, rozrywkę i chyba również na życie (sic!), to najlepszy canneński film otwarcia od lat. Czy w czasach poważnych politycznych turbulencji filmowcy są niczym
Scancelujmy cancel culture
Czego nie robił już Quentin Dupieux? Uciekał przed morderczą oponą, polował na śmiercionośne kurtki vintage, hodował gigantyczną muchę, a nawet cofał się w czasie. Nic dziwnego, że w "The Second Act" – dziele otwierającym najważniejszy festiwal filmowy świata – zastanawia się nad sensem kręcenia filmów, kwestionuje rolę reżysera-demiurga i przekonuje, że lubimy wierzyć w fikcję, bo tak jest po prostu łatwiej. W zabawnej (o ile kupujecie jego humor) metaopowieści absurd goni absurd, a reżyser wprowadza widza w labirynt prawdy i fałszu. Jak się z niego wydostać? Nieważne. I tak wybierzemy wygodne życie w kłamstwie.

Wszystko zaczyna się na planie podrzędnej produkcji, gdzie panem i władcą jest zarozumiały reżyser, którego... wygenerowała sztuczna inteligencja. Wierni mu podwładni: Florence, Guillaume, David i Willy, wyciskający z siebie siódme poty aktorzy, posłusznie podążają za scenariuszem, choć sami – a my wraz z nimi – gubią się w tym, co jest rzeczywistością a co częścią tytułowego "drugiego aktu". I jak autotematyczna forma nakazuje, nawet jeśli w tle słychać "cięcie", wiadomo, że kamera kręci dalej. W tej metanarracyjnej konwencji od rozwiązania łamigłówki istotniejsza jest sama zabawa. 

Diabeł tkwi w dialogach – głupio-mądrych, ociekających komizmem, zagranych po bandzie, pisanych przez Dupieux bez większego wysiłku. Za przykład weźmy jedną z pierwszych scen "Drugiego aktu". David i Willy odgrywają scenę rozmowy. Ten pierwszy narzeka na zakochaną w nim dziewczynę, której od dłuższego czasu usiłuje dać kosza. Choć jest "piękna i ma ciało bogini", po prostu go nie pociąga. Willy nie może natomiast uwierzyć w słowa nałogowego podrywacza Davida, który nie przepuści okazji na przelotny romans. "Musi być brzydka" – konstatuje Willy; musi "mieć niepełnosprawność" albo "być transkobietą" – zgaduje dalej, wychodząc z roli (ale czy na pewno?). Obrażony mężczyzna ruga przyjaciela, zarzucając mu homofobię i ignoranctwo. "Zaraz zostaniemy scancelowani" – mówi spanikowany wprost do kamery. Żonglując odniesieniami do współczesnej branży filmowej, Dupieux canceluje cancel culture. W postaci Davida być może widzi siebie – reżysera kontrolującego aktorów na planie, wciąż zamartwiającego się o to, czy jeden z nich nie okaże się przemocowcem i nie pociągnie całej produkcji na dno. "Trzeba rozdzielać twórcę od jego sztuki" – mówi Willy w innej scenie, ryzykując lincz. "Nie ma powodu, jeśli artysta i w pracy, i w życiu jest okropną osobą" - tłumaczy kolegom zirytowana Florence. 
  
Mający na koncie kilkanaście czarnych komedii reżyser bierze pod lupę również inne bolączki artystycznego światka – wszechobecną hipokryzję czy pogłębiający się lęk branży przed omnipotencją sztucznej inteligencji. Na szczęście, oglądając metakontekstowy pamflet Dupieux, można dojść do wniosku, że ta nie dorasta (jeszcze) reżyserom do pięt.

Już w "Daaaaaalim!" francuski twórca humor dał się poznać jako fantastyczny montażysta. W "Drugim akcie" stosuje te same, dobrze działające triki – zestresowany statysta przez 10 minut rozlewa na obrus wino, bohaterowie nieustannie się przekrzykują, a widzowie zamknięci w ciemnej sali kinowej nie mogą powstrzymać śmiechu. I choć wydaje się, że jest to śmiech często wstydliwy czy nieuzasadniony – w końcu zdajemy sobie sprawę, że reżyser robi z nas idiotów – to okazuje się potrzebny i oczyszczający. Nawet gdy sztuczki Dupieux przestają działać, a konwencja się wyczerpuje, poziom wciąż trzyma obsada. Louis Garrel pokazuje, że sprawdza się w komediach jeszcze lepiej niż w rolach dramatycznych; Lea Seydoux wspaniale szarżuje i nieco odświeża swoje emploi, a Vincent Lindon nie musi już niczego udowadniać, u Dupieux jest aktorem na miarę "wielkiego mistrza kina Paula Thomasa Andersona".   
  
"The Second Act", satyra na kino, rozrywkę i chyba również na życie (sic!), to najlepszy canneński film otwarcia od lat. Czy w czasach poważnych politycznych turbulencji filmowcy są niczym dzielni skrzypkowie z Titanica, grający dla publiczności do samego końca? A może to po prostu hipokryci, tracący czas na głupoty? Czy jako widzowie jesteśmy od nich lepsi? Wiadomo jedynie, że fikcja to prawda, a prawda to fikcja; że każdy ma rację i wszyscy się mylą. Głupawe? Błyskotliwe? Aktualne? Quentinowi Dupieux jest wszystko jedno, a kino tylko na tym zyskuje. 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones